wtorek, 10 stycznia 2012

"Jedno z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu." - Aldona Jankowska opowiada o pracy nad spektaklem "Operacja Opera"

Czy miałaś okazję wcześniej zagrać i zaśpiewać w operze?

Nie, w operze grałam po raz pierwszy. Mam za to za sobą dramatyczną próbę startu do Akademii Muzycznej, gdzie chciałam studiować śpiew operowy. Przed dyplomem aktorskim stwierdziłam, że jednak moje powołanie jest inne i że chcę zostać śpiewaczką. Zaplotłam sobie dwa warkocze, żeby wyglądać młodziej i udałam się na egzamin. Zaśpiewałam wzruszającą piosenkę o pani słowikowej, ale komisja położyła się ze śmiechu i wytłumaczono mi delikatnie, że opera to raczej nie jest moja droga i pozostałam przy aktorstwie.

Przez rok pracowałaś w norweski teatrze, czy to doświadczenie pomogło Ci w pracy przy spektaklu „Operacja Opera”?

I tak i nie. Z jednej strony byłam od razu bardzo otwarta, ponieważ bardzo lubię Norwegów. Trudniejsze było jednak to, że w sztuce relacje polsko-norweskie były przedstawione w sposób dość brutalny, co z mojego punku widzenia wydawało się nie do końca prawdziwe. Ale ponieważ ostatecznie spektakl kończy się dobrze, to i nam udało się dojść do porozumienia przy jego realizacji.

Czy w teatrze norweskim istnieją jakieś inne metody pracy z aktorem niż w teatrze polskim?

Nie rozróżniałabym tutaj na teatr polski i norweski. Warto zaznaczyć jednak, że w Norwegii jest o wiele mniej teatrów instytucjonalnych, pomimo tego że jest to zasobny kraj. Istnieje tam natomiast mnóstwo profesjonalnych grup teatralnych, tanecznych, które są z naszego punktu widzenia offowe, ponieważ nie mają stałych siedzib, administracji i etatów. Są to grupy, które są bardzo profesjonalnym offem.

Po raz pierwszy pojechałam do Norwegii w 1989 roku i patrzyłam na świat z przekonaniem, że wszystko mi się należy, bo mam dyplom. Tutaj po raz pierwszy dostałam się do grupy teatralnej i musiałam na przykład sprzątać podłogę przed występem w jakimś garażu. Poznałam tam też świetną aktorkę, która żyła z pracy jako kierowca taksówki. To był dla mnie duży szok, że można w ten sposób myśleć o teatrze. W dzisiejszej Polsce już nikogo to nie dziwi, że aktor żyje z czegoś innego, ale w tamtych czasach było to szokujące.

Czy polskie i norweskie poczucie humoru bardzo się od siebie różnią?

Nie sądzę. Norwegowie wydają się wstrzemięźliwi, ale kiedy prysną lody to są bardzo weseli, otwarci. Do historii przejdą całe noce kiedy Maciek Słota i Petter z zespołu norweskiego, opowiadali sobie dowcipy przez tłumacza. Olek - nasz aktor-tancerz tłumaczył kawały, a my umieraliśmy ze śmiechu.

Co było dla Ciebie najważniejsze w zaprezentowanej przez Was historii?

To, że mogłam pocałować jednego z Norwegów. To był warunek mojego uczestnictwa w tym spektaklu:) A tak poważnie to najważniejsze były dla mnie trzy rzeczy - po pierwsze cała ta przepiękna historia, bardzo dowcipnie napisana. Po drugie muzyka, dawno nie grałam w teatrze z muzykami na żywo i to muzykami takiego kalibru. Jestem także pod wielkim wrażeniem ogromnego i niesamowitego gmachu opery, który wchodzi do fiordu. To są dla mnie trzy rozpoznawcze znaki tej produkcji.

Postać, którą grasz jest tragiczna, chociaż przedstawiona w sposób komiczny. Czy nie uważasz, że takie komediowe ujęcie historii powoduje, że odbiera się powagę tej trudnej pracy, którą wykonali robotnicy budujący operę?

Nie odnoszę takiego wrażenia. Wydaje mi się, że aby podkreślić tragizm, który jest wpisany właściwie w każde życie, to dobrze kiedy taką historię przedstawi się z humorem, ociepli się ją, bo tak właśnie jest w życiu. Dla mnie najciekawsze było to, że moja postać - jąkająca się myszka, nagle dostaje swoje pięć minut i wypływa z niej taka niezwykła siła, która pokazuje, że ona wciąż walczy i w końcu jej się udaje - Wanda poznaje swoją norweską miłość i przestaje się jąkać. Chyba wiele takich historii rozegrało się w norweskich fiordach.

Wielkim sukcesem tego spektaklu jest to, że pomiędzy błahymi żartami, w formule musicalowo – kabaretowej, udało się przemycić ludzkie historie i dramaty, pokazać kawałek prawdy o życiu.

Jakie były reakcje norweskiej publiczność na Wasz spektakl?

Ludzie przychodzili do nas po przedstawieniu, żeby podziękować. Zdarzało się, że płakali na spektaklu.

Na widowni były tłumy. Szczególnie duża była grupa Polaków, co wskazuje na ogromne zapotrzebowanie na tego typu spektakle. Byłam wzruszona reakcjami, rozmowami, które przeprowadziłam z widzami.

Jak będziesz wspominać pracę nad spektaklem „Operacja Opera”?

Jestem przekonana, że jak będę umierała to wspomnę pracę nad tym projektem jako jedne z najpiękniejszych przeżyć mojego życia artystycznego i nie tylko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz