piątek, 25 marca 2011

Akcja „Inwazja” – czyli KTO żebrze na ulicy!

Akcja „Inwazja” za nami! Rynek Główny opanowali żebracy! Kilkadziesiąt osób z białymi kubeczkami i w starych poniszczonych ubraniach zbierało pieniądze od mocno zdziwionych przechodniów. Przez niespełna pół godziny uzbieraliśmy 21 złotych, 5 koron czeskich i kubek wody mineralnej! Dziękujemy wszystkim, którzy byli z nami!

Happening zorganizowany był z okazji pierwszego dnia wiosny. Od kilkuset lat nadejście wiosny wiąże się z przybyciem do Krakowa dużej liczby żebraków. W swoich miejscowościach są już dobrze znani, a tu przybywają szukać lepszego życia.


Opinie uczestników akcji:


„Byłem w ostatniej grupie. Cóż, szczerze to cała akcja bardzo mnie zaskoczyła. Nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Przeżycie ciekawe. Myślę, że każdemu przydałoby się kiedyś przejść z kubkiem w starym ubraniu pomiędzy stolikami. Dzięki temu nauczymy się chociaż szacunku dla ludzi ubogich. Jeszcze raz: było warto.”

Maksymilian

„Jestem świeżo po akcji. Fajny pomysł. Zarobiłam sobie 7 zł. Ale to nie o to w tym wszystkim chodziło, pierwszy raz postawiłam się na miejscu osoby żebrzącej. Dosyć dziwne uczucie, kiedy poznaje się Krakowiaków od tej prawdziwej strony. Centusie!:) Obcokrajowcy się jedynie zlitowali. [...] Zauważyłam, że każdy biorący udział w akcji cieszył się z najmniej wartego grosza, co może się teraz wydawać dziwne. Na co dzień zapewne w portfelu mamy te 50 groszy, które tak nas dziś cieszyło, i możemy uszczęśliwić kogoś dotkniętego biedą. W każdym bądź razie akcja mi się podobała i dziękuję, że mogłam się przyłączyć. [...] Pozdrawiam i piszę się na przyszłą „inwazję” Krakowa.”

Zuzanna

Zdjęcia z akcji można zobaczyć na facebook'owym profilu Teatru KTO.

piątek, 11 marca 2011

„My home is my castle”!

Rozmowa z Martą Zoń – aktorką i pierwszą damą Teatru KTO.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?

Moja przygoda z Teatrem KTO zaczęła się w 1982 roku i trwa do dzisiaj. Byłam wtedy adeptką w Teatrze STU na stażu. Pewnego dnia pojawił się tam duży, łysy pan, jak się potem okazało szef KTO, były aktor STU. Szukał dziewczyny na zastępstwo do spektaklu „Paradis”. Była to główna rola kobieca – dla mnie wielkie wyzwanie i zaskoczenie. Miałam zagrać trzy spektakle i do widzenia. Po trzecim spektaklu Jurek (wszyscy byliśmy na Ty) zaproponował mi pracę w KTO. Przyjęłam propozycję i zostałam. I dalej jestem.

Do której sztuki KTO masz największy sentyment i dlaczego?

Oczywiście do „Przedstawienia Pożegnalnego” – to była cudna praca! Byłam bardzo młoda (podobno ładna), znowu jedna z głównych ról (Clara Petacci – kochanka Mussoliniego). Piękne przedstawienie z cudowną muzyką Janusza Grzywacza, choreografią Basi Marek. Z tym przedstawieniem zaczęliśmy podbijać świat. Na początek – Szwecja. Jako Clara musiałam nauczyć się mówić po włosku, ale tylko w spektaklu. Potem była Kolonia, Lille i tak już poszło.

Czemu zdecydowałaś się na pracę w teatrze ulicznym?

Przyszłam do teatru w momencie, gdy przedstawienia odbywały się w sali, nie w plenerze. O przejściu w plener zadecydował nasz szef, wtedy kierownik „Achatesu”, i tak rozpoczął się następny fantastyczny etap Teatru KTO.

Łatwiej się gra w plenerze czy w zamkniętej przestrzeni?

W zasadzie i na ulicy, i w sali daje się tę samą energię. Ja szanuję każdego widza. Daję z siebie wszystko niezależnie od tego, gdzie gramy przedstawienie. Co wolę? Nie wiem.

Jak to jest mieć męża dyrektora? Czy życie prywatne zahacza o granice życia zawodowego? Czy pracę bierzecie do domu?

„My home is my castle”! Staramy się nie mówić o teatrze (KTO), ale czasami się nie da. Ciężko być żoną dyrektora i jeszcze na dodatek grać w jego teatrze, ale daje radę!

Co lubisz robić w wolnym czasie? Masz hobby? Czym się interesujesz?

Lubię jazdę na rowerze, na nartach; lubię taniec, gotowanie; i uprawiam swój ogródek.

Gdyby nie teatr to...

Byłabym rehabilitantką – to mój wyuczony zawód. Tak to się szumnie nazywa – mgr rehabilitacji – ha!

Z teatrem zwiedziłaś wiele miejsc na Ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Dla mnie była to Kostaryka, marzę by tam wrócić.

Jakie miejsca chciałabyś jeszcze odwiedzić?

Amerykę, ale taką prawdziwą. Najlepiej Jeepem przez całą Amerykę.

Moje życiowe motto brzmi...

Być dobrą dla ludzi, uczciwą, chwytać chwilę. Kiedyś, jak byłam małą dziewczynką, moja nauczycielka wpisała mi do pamiętnika: „Idź śmiało przez życie, miej byczą minę, łap szczęście za ogon i duś jak cytrynę”.