środa, 31 sierpnia 2011

Operacja Opera

Operacja Opera. Pierwszy Polsko-Norweski Kabaret to międzynarodowy projekt artystyczny, realizowany przez Norweską Narodową Operę i Balet w Oslo oraz Teatr KTO w Krakowie w ramach Funduszu Wymiany Kulturalnej i przy wsparciu Mechanizmów Finansowych Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskich Mechanizmów Finansowych.

Tło społeczne

W latach 90tych ubiegłego wieku wyobraźnia Norwegów była pełna stereotypów na temat "gastarbeiterów ze wschodu". Polacy postrzegani byli z jednej strony jako pokrzywdzone ofiary historii (i tym samym powód do wyrzutów sumienia dla bogatych krajów europejskich), a z drugiej strony jako zbieracze truskawek i tania siła robocza, która w okresach kryzysu może jednak stanowić zagrożenie na rynku pracy. Z kolei dla większości polskich emigrantów Norwegowie to z jednej strony przedmiot podziwu, a z drugiej źródło obaw, bowiem według funkcjonujących w tym środowisku stereotypów "jest to plemię egalitarne, nieprzyzwoicie bogate, zepsute i wyhamowane emocjonalnie, które rekompensuje sobie swe neurotyczne cechy sukcesami w sportach zimowych".

Artyści przeciwko stereotypom

Istnienie wzajemnych stereotypów zostało potwierdzone podczas projektu zrealizowanego w ostatniej fazie budowy nowego budynku Opery w Oslo, wiosną 2007 roku. Celem jego autorki, polsko-norweskiej pisarki i profesora Uniwersytetu w Oslo, Niny Witoszek FitzPatrick (która uczestniczy także w naszym projekcie), było zebranie materiałów na temat stosunków panujących w międzykulturowym zespole uczestniczącym w budowie tego wyjątkowego obiektu. Przeprowadziła ona szereg wywiadów z polskimi i norweskimi budowniczymi, inżynierami i architektami. Podczas gdy norwescy informatorzy, włącznie z przedstawicielami rządu, podkreślali istotną rolę polskich pracowników w tym prestiżowym przedsięwzięciu budowlanym, deformacje wzajemnej percepcji istniejące pośród przedstawicieli dwóch odmiennych kultur stały się źródłem inspiracji do napisania przez Ninę Witoszek FitzPatrick noweli opublikowanej w 2008 roku pod tytułem Opera za 130 koron. Publikacja ta stanowi bazę literacką dla projektu Operacja Opera z udziałem artystów norweskich i polskich.

Romans kultur

Naszym ważnym celem jest zainicjowanie "romansu kultur" – procesu, w trakcie którego obie nacje zaznajomią się lepiej ze sobą i staną się mniej podatne na tworzenie stereotypów i pomówień. Naszą ambicją nie jest tylko "obalenie stereotypów", lecz także zbudowanie płaszczyzny dla zabawnych "lekcji historii", które będą nośnikiem dla wzajemnego przedstawienia tradycji kulturowych obu krajów. Ten, mówiąc po norwesku, dugnad, czyli "wspólne działanie będące gestem dobrej woli" polskich i norweskich aktorów i artystów, obali z pewnością niektóre wyobrażenia powstałe na skutek nieporozumień i sprawi, że publiczność w obu krajach będzie się śmiać sama z siebie.

Przedstawienie

Akcja przedstawienia Operacja Opera rozgrywa się na budowie nowej Opery w Oslo. Miejscem akcji jest stołówka, gdzie spotykają się norwescy i wschodnio-europejscy pracownicy, gdzie opowiadają sobie różne historie, kłócą się, zderzają i ulegają rozmaitym emocjom. Na wieść, że przed zakończeniem budowy ma ją odwiedzić norweski Następca Tronu, budowlańcy muszą zorganizować "wydarzenie artystyczne", które będzie wyrazem międzynarodowej współpracy, przyjaźni i dialogu. Jak się okazuje, jest to jednak ciężki orzech do zgryzienia …

Warsztaty

Polsko-norweskie warsztaty teatralne (prowadzone z udziałem artystów biorących udział w projekcie), będą zorganizowane zarówno w Krakowie jak i w Oslo i staną się okazją do nawiązania dialogu i współpracy artystów zainteresowanych tworzeniem podobnych przedstawień w przyszłości.

Realizacja projektu winna zapewnić obustronny transfer wiedzy z zakresu sztuki kabaretowej i teatralnej oraz stać się płaszczyzną do nowatorskich rozważań scenicznych.

Projekt zwieńczony zostanie produkcją filmu podsumowującego, wydanego na płycie DVD, który ukazywać będzie proces tworzenia kabaretu, działania inscenizacyjne, wywiady z twórcami oraz zapis premier w Polsce i Norwegii.

Kalendarium:

5-10 lipca 2011 - KRAKÓW: warsztaty teatralne "Kabaretowe podróże wyobraźni"

19-23 września 2011 - OSLO: warsztaty

16 października 2011, godz. 16.00 - KRAKÓW: polska premiera spektaklu, Sala Kameralna Opery Krakowskiej

17 października 2011, godz. 16.00 - KRAKÓW: spektakl, Sala Kameralna Opery Krakowskiej

17 października 2011, godz. 19.00 - KRAKÓW: premiera prasowa spektaklu, Sala Kameralna Opery Krakowskiej

21 października 2011, godz. 19.30 - OSLO: norweska premiera spektaklu, Opera w Oslo

22 października 2011, godz. 17.00 - OSLO: spektakl, Opera w Oslo

22 października 2011, godz. 19.30 - OSLO: spektakl, Opera w Oslo

24 października 2011, godz. 19.30 - OSLO: spektakl, Opera w Oslo

25 października 2011, godz. 19.30 - OSLO: spektakl, Opera w Oslo

niedziela, 19 czerwca 2011

ULICA 24 STREET ART- Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Krakowie

Między 7 a 10 lipca br. odbędzie się 24 Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych, którego organizatorem jest nasz teatr. Zapraszamy serdecznie!

CZWARTEK 7/07/2011

Rynek Główny od strony Ratusza
Płyta:
18.00 Trois Compagnie Une de Plus (Francja)
19.00 Kyiv Humour Embargo ART-OBSTREL clowns & comedy (Ukraina)
21.00 Baalai Shem Mystorin Theater Group (Izrael)
Scena:
17.00 Chez Leandre Leandre (Hiszpania)
20.00 Mignone The Theatre “Mr Pejo's Wandering Dolls” (Rosja)
22.00 The Flonflonski Swinging Show FLONFLONSKI (Francja/ Polska)

Rynek Główny od strony Kościoła św. Wojciecha:
19.00 Schraapzucht Tuig (Holandia)

Mały Rynek:
21.00 Anakolut Krakowski Teatr Tańca z udziałem Entre Cigale et fourmi “BANDHA” (Polska/ Francja)
22.00 She Shall Be Called Woman Theatre Dr. Inat (Chorwacja)

PIĄTEK 8/07/2011

Rynek Główny od strony Ratusza
Płyta:
16.00 Gilles Defacque Ansamble (Francja/ Polska/ Iran)
18.00 Trois Compagnie Une de Plus (Francja)
22.00 Ślepcy Teatr KTO (Polska)
Scena:
17.00 Chez Leandre Leandre (Hiszpania)
19.00 Mignone The Theatre “Mr Pejo's Wandering Dolls” (Rosja)
20.30 The Flonflonski Swinging Show FLONFLONSKI (Francja/ Polska)

Rynek Główny od strony Kościoła św. Wojciecha:
19.00 Schraapzucht Tuig (Holandia)

Mały Rynek:
21.00 Anakolut Krakowski Teatr Tańca z udziałem Entre Cigale et fourmi “BANDHA” (Polska/ Francja)
22.00 She Shall Be Called Woman Theatre Dr. Inat (Chorwacja)

Plac Jana Nowaka-Jeziorańskiego przed Galerią Krakowską:
19.00 Kyiv Humour Embargo ART-OBSTREL clowns & comedy (Ukraina)

SOBOTA 9/07/2011

Rynek Główny od strony Ratusza
Płyta:
21.00 Ślepcy Teatr KTO (Polska)
Scena:
18.00 Leo Bassi (Włochy)
20.00 Baalai Shem Mystorin Theater Group (Izrael)

Rynek Główny od strony Kościoła św. Wojciecha:
19.00 Schraapzucht Tuig (Holandia)

Mały Rynek:
21.00 Anakolut Krakowski Teatr Tańca z udziałem Entre Cigale et fourmi “BANDHA” (Polska/ Francja)
22.00 She Shall Be Called Woman Theatre Dr. Inat (Chorwacja)

Plac Jana Nowaka-Jeziorańskiego przed Galerią Krakowską:
18.00 Gilles Defacque Ansamble (Francja/ Polska/ Iran)
19.30 Oddech Orientu Teatr Ognia Mandragora (Polska)
21.00 Salto Mortale v.2 Teatr Strefa Ciszy (Polska)

Rynek w Limanowej:
16.00 Trois Compagnie Une de Plus (Francja)
17.30 Chez Leandre Leandre (Hiszpania)
19.00 Kyiv Humour Embargo ART-OBSTREL clowns & comedy (Ukraina)
20.30 The Flonflonski Swinging Show FLONFLONSKI (Francja/ Polska)

NIEDZIELA 10/07/2011

Rynek Główny od strony Ratusza
Płyta:
17.00 Gilles Defacque Ansamble (Francja/ Polska/ Iran)
19.00 Kyiv Humour Embargo ART-OBSTREL clowns & comedy (Ukraina)
21.00 Wiśniowy sad Lviv Academic Theatre “Voskresinnia” (Ukraina)
Scena:
18.00 Chez Leandre Leandre (Hiszpania)
20.00 Leo Bassi (Włochy)

Rynek Główny od strony Kościoła św. Wojciecha:
16.00 Mogota The Theatre “Mr Pejo's Wandering Dolls” (Rosja)

Mały Rynek:
21.00 Anakolut Krakowski Teatr Tańca z udziałem Entre Cigale et fourmi “BANDHA” (Polska/ Francja)
22.00 She Shall Be Called Woman Theatre Dr. Inat (Chorwacja)

Plac Jana Nowaka-Jeziorańskiego przed Galerią Krakowską:
14.00 Trois Compagnie Une de Plus (Francja)
16.30 The Flonflonski Swinging Show FLONFLONSKI (Francja/ Polska)
18.00 Baalai Shem Mystorin Theater Group (Izrael)

Na wszystkie spektakle WSTĘP WOLNY

wtorek, 3 maja 2011

"Technika" to jest pierwszy widz...

Rozmowa z Andrzejem „Czoperem” Czopem – akustykiem, będącym w Teatrze KTO od ponad 25 lat.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?

Tak naprawdę moja przygoda z teatrem zaczeła się od teatru STU i to jeszcze za moich czasów studenckich. Byłem wtedy (w latach 1976-1981) stałym bywalcem najlepszego w Polsce studia nagrań, znajdującego się przy Alejach Krasińskiego, w siedzibie teatru STU. Tam poznawałem teatr „od kuchni”. Poznawałem ludzi sceny, techniki teatralne – jednym słowem chwyciłem bakcyla, jakim jest teatr. Znane mi były spektakle „Pacjenci”, „Szalona Lokomotywa”, ”Donkichoteria”. Uczestniczyłem w realizacji akustycznej przedstawienia „Król UBU”. Bywając w STU prawdopodobnie po raz pierwszy zetknąłem się z ówczesnym aktorem tego teatru – Jurkiem Zoniem. Stan wojenny na parę lat przerwał moje związki z teatrem. Nasze drogi już na dobre zeszły się dopiero w Teatrze KTO. W 1985 (a może nawet wcześniej, w 1984 roku), przyszedłem obsługiwać dźwięk podczas kręcenia filmu ze spektaklu teatru KTO „Parada Ponurych”. Potem był „GMACH”, dostałem propozycję współpracy... Tak to się zaczęło i trwa do chwili obecnej.

Do której sztuki KTO masz największy sentyment i dlaczego?

Wszystkie przedstawienia teatru KTO pozostawiły coś głębokiego we mnie. Tutaj w teatrze nie było nigdy czegoś takiego, że czuło się niechęć do jakiejś sztuki. Generalnie lubię każdy ze spektakli na swój sposób. Zawsze w przedstawieniu starałem się znaleźć coś, co było i dla ducha, i dla ciała. Człowiek się zżywał z całą tą akcją, z aktorami, z działaniami i myślami, które buzowały w głowie po obejrzeniu całości. Bo musisz wiedzieć, że technika to jest pierwszy widz, który jest nieraz bardzo okrutny i krytyczny w stosunku do reżyserów i aktorów. Stare wygi – aktorzy czy reżyserzy – bardzo często słuchają się i inspirują uwagami ludzi, którzy są na co dzień po drugiej stronie.

Czemu zdecydowałeś się na pracę w teatrze ulicznym?

Moje początki to nie ulica, a Teatr Satyry „Maszkaron” w podziemiach Wieży Ratuszowej. Był to klasyczny teatr ze sceną pudełkową. Przychodziło się do tego samego miejsca, o tej samej porze, wg ustalonego repertuaru. Pracując jednocześnie w teatrze KTO byłem ciągle w innych miejscach, w innej przestrzeni . To był inny teatr, który nie był tworzony w typowej sali teatralnej. Te pierwsze sztuki jak „Gmach”, „Przedstawienie Pożegnalne” czy „Do Góry Nogami”, z którymi się zetknąłem, były grane m. in. w Rotundzie, w adaptowanych pomieszczeniach, w dziwnych ciekawych miejscach, a nie w teatrze. Zespół aktorski i techniczny (2 osoby) budował całą scenografię, przygotowywał rekwizyty, organizował sobie garderobę itd. Jednym słowem był samowystarczalny. Graliśmy w różnych miastach, krajach. Ulica stała się dla mnie miejscem o wiele ciekawszym od klasycznego teatru i dlatego też tu jestem.

Trudniej nagłośnić spektakl w plenerze czy w zamkniętej przestrzeni? Czy nagłaśnianie wielkich plenerowych widowisk jest wyzwaniem?

W sali jest łatwiej, bo masz z reguły wszystko gotowe, a ulica rządzi się okrutnymi prawami. Są różne przestrzenie, które trzeba odpowiednio nagłośnić. Miałem parę dość trudnych spektakli m.in. „Przedstawienie pożegnalne”, w którym śpiewane były piosenki na żywo, z podkładami muzycznymi – pół playback. To były moje pierwsze doświadczenia teatralne.

Gdyby nie teatr to…

Na pewno nie pracowałbym w fabryce i nie podbijałbym karty zegarowej!

Z teatrem zwiedziłeś wiele ciekawych miejsc na ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Było wiele pięknych i cudownych miejsc. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie wyjazd do Kostaryki (to jest Ameryka Środkowa). Mieliśmy podróż z przygodami. Mieliśmy lecieć przez Nowy Jork, a wylądowaliśmy z powodu zimy stulecia w Chciago. Stamtąd lecieliśmy do Nowego Orleanu, następnie przesiadka w Meksyku aż dotarliśmy w końcu do San Jose. Tam spędziliśmy prawie dwa tygodnie. To był pierwszy taki egzotyczny wyjazd KTO. Przedstawialiśmy spektakl „Cinema”, który na drugiej półkuli był odebrany tak samo dobrze jak we Francji, Polsce czy w Niemczech, a to zupełnie inna społeczność i zupełnie inna mentalność.

Jakie miejsca chciałbyś jeszcze odwiedzić?

Ja myślę, że kiedyś z teatrem wybierzemy się do Australii i Nowej Zelandii. To jest takie małe, ciche marzenie. Może jeszcze Indie...

Czego lubisz słuchać prywatnie?

Jestem zdecydowanie fanem muzyki Astora Piazzollego i oczywiście wielkich zespołów z moich czasów – Led Zeppelin, Pink Floyd. To są te klimaty, w których się dobrze czuję. Jeśli chodzi o polską muzykę, to jest z tym trochę gorzej. Jestem fanem zespołu Raz dwa trzy, prowadziliśmy razem różne koncerty i te klimaty mnie cieszą. Wracam do czasów studenckich – grupa Pod budą (Andrzej Sikorowski), Wojtek Belon – dawne czasy, Jacek Kaczmarski...

Moje życiowe motto brzmi...

Człowiek uczy się całe życie, a każdy dzień to kolejna nauka.

wtorek, 5 kwietnia 2011

"Wpadłam" na jeden spektakl, a jestem już tyle lat

Na pytania odpowiada Grażyna Srebrny-Rosa - aktorka Teatru KTO.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?

Rok 1983. W Teatrze KTO powstawał musical rockowy pt. "Lustro". Dyrektor Jerzy Zoń szukając młodych, tańczących osób, trafił do Klubu Rock'n'rolla Sportowego przy AWF. Zaprosił do współpracy kilkoro szczęśliwców, między innymi mnie. I tak to się zaczęło...

Pierwsze wspomnienie związane z teatrem (niekoniecznie z KTO)?

Wczesne dzieciństwo. Mama zabrała mnie do Teatru Groteska na bajkę "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków". Ta, chyba pierwsza, wizyta w teatrze zachwyciła mnie. Do dzisiaj mogę przywołać we wspomnieniach obraz złej czarownicy. Wydaje mi się nawet, że mogłabym wskazać miejsce na widowni, z którego oglądałam spektakl.

Do której sztuki KTO masz największy sentyment i dlaczego?

Patrząc z perspektywy upływającego czasu, "Sprzedam dom , w którym już nie mogę mieszkać'' wyróżnia się w pewien sposób. Praca nad tym spektaklem przebiegała w wyjątkowej atmosferze, niezwykle harmonijnie i spokojnie. Prawdopodobnie jest to jednak tylko moje, subiektywne odczucie, ponieważ byłam wtedy szczęśliwą mamusią 6-miesięcznego syna i patrzyłam na świat przez różowe okulary. Ponadto, był to pierwszy spektakl, który miał być grany regularnie w siedzibie Teatru przy ul. Gzymsików. Po latach "tułaczki" mogliśmy nareszcie posmakować luksusu grania na SWOJEJ SCENIE.

Czemu zdecydowałaś się na pracę w teatrze ulicznym?

Mówiąc szczerze to nie był mój wybór. Po prostu pracowałam w teatrze, którego dyrektor Jerzy Zoń zaczął tworzyć właśnie takie przedstawienia. Nie znaczy to jednak, że mnie to nie pociągało. W tym czasie, kiedy powstawały w KTO pierwsze spektakle uliczne, w Polsce nie było wiele teatrów grających w plenerze. Było to wiec dla mnie odkrywanie czegoś nowego, fascynującego, niezwykłego. Bezpośredni, tak bliski kontakt z publicznością - tego się trzeba było dopiero nauczyć.

Gdzie łatwiej się gra w plenerze czy w zamkniętej przestrzeni?

Kiedy po spektaklu plenerowym kończymy załadunek sprzętu o 2 w nocy, po 16 godz. spędzonych na placu, odpowiedź brzmi: oczywiście, że w sali jest łatwiej. Ale gdy ogląda nas kilka tysięcy osób (np. w Kolumbii) i ta kilkutysięczna widownia nas oklaskuje, wtedy DUŻO ŁATWIEJ znosić te "niedogodności".

Co lubisz robić w wolnym czasie? Masz hobby? Czym się interesujesz?

Od kiedy mam ogród, uwielbiam w nim pracować. Lubię też stare przedmioty, niekoniecznie antyki. W domu powoli zaczyna brakować miejsca, żeby je ustawiać. W oknach wieszam firanki zrobione na szydełku przez moją mamę 50 lat temu, a w Wigilie, na stole leży wyszywany przez nią,stary obrus. Poza tym, z zamiłowania jestem kurą domową. Kura to też PTAK, chociaż nie może zbyt daleko odlecieć (od domu, męża, dzieci...).

Z jaką najdziwniejszą sytuacją przyszło Ci się spotkać podczas pracy w KTO?

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że "wpadłam" do teatru na jeden spektakl, a jestem tu już tyle lat.

Gdyby nie teatr to bym…

Nie wiem co bym robiła, ale wiem co powinnam była robić. Na pewno taniec jest moją wielką, niespełnioną miłością. Niestety dowiedziałam się o tym zbyt późno. Buuu...

Z teatrem zwiedziłaś wiele ciekawych miejsc na ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Wybór jest trudny. Oczywiście od razu nasuwają się te najbardziej egzotyczne miejsca: Costa Rica, Kolumbia, Meksyk, Korea. Ale czy Lwówek Śląski podczas karnawału teatrów ulicznych był mniej ciekawy? Tyle wspomnień! Nie potrafię wybrać.

Twój syn Kuba już przetarł szlak teatralny choćby występami w Korei. Czy jest szansa że pójdzie w Twoje ślady?

O to należałoby spytać Kubę. Sądzę, że o tym nie myśli. Ale ja w jego wieku, nawet nie marzyłam o pracy w teatrze.

Czy są jeszcze miejsca na Ziemi które chciałabyś odwiedzić?

Oczywiście. Wszystkie te, w których nie byłam do tej pory.

Moje życiowe motto brzmi...

''Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło''. Staram się nie przejmować przeciwnościami, które stawia przede mną życie. Robię swoje, jak najlepiej potrafię i wierzę, że to co dajemy z siebie innym, kiedyś do nas wróci.

piątek, 25 marca 2011

Akcja „Inwazja” – czyli KTO żebrze na ulicy!

Akcja „Inwazja” za nami! Rynek Główny opanowali żebracy! Kilkadziesiąt osób z białymi kubeczkami i w starych poniszczonych ubraniach zbierało pieniądze od mocno zdziwionych przechodniów. Przez niespełna pół godziny uzbieraliśmy 21 złotych, 5 koron czeskich i kubek wody mineralnej! Dziękujemy wszystkim, którzy byli z nami!

Happening zorganizowany był z okazji pierwszego dnia wiosny. Od kilkuset lat nadejście wiosny wiąże się z przybyciem do Krakowa dużej liczby żebraków. W swoich miejscowościach są już dobrze znani, a tu przybywają szukać lepszego życia.


Opinie uczestników akcji:


„Byłem w ostatniej grupie. Cóż, szczerze to cała akcja bardzo mnie zaskoczyła. Nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Przeżycie ciekawe. Myślę, że każdemu przydałoby się kiedyś przejść z kubkiem w starym ubraniu pomiędzy stolikami. Dzięki temu nauczymy się chociaż szacunku dla ludzi ubogich. Jeszcze raz: było warto.”

Maksymilian

„Jestem świeżo po akcji. Fajny pomysł. Zarobiłam sobie 7 zł. Ale to nie o to w tym wszystkim chodziło, pierwszy raz postawiłam się na miejscu osoby żebrzącej. Dosyć dziwne uczucie, kiedy poznaje się Krakowiaków od tej prawdziwej strony. Centusie!:) Obcokrajowcy się jedynie zlitowali. [...] Zauważyłam, że każdy biorący udział w akcji cieszył się z najmniej wartego grosza, co może się teraz wydawać dziwne. Na co dzień zapewne w portfelu mamy te 50 groszy, które tak nas dziś cieszyło, i możemy uszczęśliwić kogoś dotkniętego biedą. W każdym bądź razie akcja mi się podobała i dziękuję, że mogłam się przyłączyć. [...] Pozdrawiam i piszę się na przyszłą „inwazję” Krakowa.”

Zuzanna

Zdjęcia z akcji można zobaczyć na facebook'owym profilu Teatru KTO.

piątek, 11 marca 2011

„My home is my castle”!

Rozmowa z Martą Zoń – aktorką i pierwszą damą Teatru KTO.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?

Moja przygoda z Teatrem KTO zaczęła się w 1982 roku i trwa do dzisiaj. Byłam wtedy adeptką w Teatrze STU na stażu. Pewnego dnia pojawił się tam duży, łysy pan, jak się potem okazało szef KTO, były aktor STU. Szukał dziewczyny na zastępstwo do spektaklu „Paradis”. Była to główna rola kobieca – dla mnie wielkie wyzwanie i zaskoczenie. Miałam zagrać trzy spektakle i do widzenia. Po trzecim spektaklu Jurek (wszyscy byliśmy na Ty) zaproponował mi pracę w KTO. Przyjęłam propozycję i zostałam. I dalej jestem.

Do której sztuki KTO masz największy sentyment i dlaczego?

Oczywiście do „Przedstawienia Pożegnalnego” – to była cudna praca! Byłam bardzo młoda (podobno ładna), znowu jedna z głównych ról (Clara Petacci – kochanka Mussoliniego). Piękne przedstawienie z cudowną muzyką Janusza Grzywacza, choreografią Basi Marek. Z tym przedstawieniem zaczęliśmy podbijać świat. Na początek – Szwecja. Jako Clara musiałam nauczyć się mówić po włosku, ale tylko w spektaklu. Potem była Kolonia, Lille i tak już poszło.

Czemu zdecydowałaś się na pracę w teatrze ulicznym?

Przyszłam do teatru w momencie, gdy przedstawienia odbywały się w sali, nie w plenerze. O przejściu w plener zadecydował nasz szef, wtedy kierownik „Achatesu”, i tak rozpoczął się następny fantastyczny etap Teatru KTO.

Łatwiej się gra w plenerze czy w zamkniętej przestrzeni?

W zasadzie i na ulicy, i w sali daje się tę samą energię. Ja szanuję każdego widza. Daję z siebie wszystko niezależnie od tego, gdzie gramy przedstawienie. Co wolę? Nie wiem.

Jak to jest mieć męża dyrektora? Czy życie prywatne zahacza o granice życia zawodowego? Czy pracę bierzecie do domu?

„My home is my castle”! Staramy się nie mówić o teatrze (KTO), ale czasami się nie da. Ciężko być żoną dyrektora i jeszcze na dodatek grać w jego teatrze, ale daje radę!

Co lubisz robić w wolnym czasie? Masz hobby? Czym się interesujesz?

Lubię jazdę na rowerze, na nartach; lubię taniec, gotowanie; i uprawiam swój ogródek.

Gdyby nie teatr to...

Byłabym rehabilitantką – to mój wyuczony zawód. Tak to się szumnie nazywa – mgr rehabilitacji – ha!

Z teatrem zwiedziłaś wiele miejsc na Ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Dla mnie była to Kostaryka, marzę by tam wrócić.

Jakie miejsca chciałabyś jeszcze odwiedzić?

Amerykę, ale taką prawdziwą. Najlepiej Jeepem przez całą Amerykę.

Moje życiowe motto brzmi...

Być dobrą dla ludzi, uczciwą, chwytać chwilę. Kiedyś, jak byłam małą dziewczynką, moja nauczycielka wpisała mi do pamiętnika: „Idź śmiało przez życie, miej byczą minę, łap szczęście za ogon i duś jak cytrynę”.

sobota, 5 lutego 2011

Teatr uliczny ma swoje uroki!

Rozmowa z Jackiem Buczyńskim, aktorem Teatru KTO.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?

Dawno. Tak dawno, że nie pamiętam. W Krakowie to już będzie chyba z 14-15 lat…

Pierwsze wspomnienie związane z teatrem?

Urodziłem się w małym mieście, w którym teatru nie było. Czasem gościły u nas teatry objazdowe – pamiętam jakiegoś oszalałego aktora z Rzeszowa, który nawiedzał szkoły i na salach gimnastycznych recytował jakieś dziwne wiersze… Ale było to raczej przeżycie śmieszne niż poważne.

Do której sztuki KTO masz największy sentyment i dlaczego?

Hmm... To nie jest kwestia ulubionej sztuki. Jeśli mówimy o tych, w których grałem, to każda sztuka jest czymś nowym, kolejnym zadaniem, do którego trzeba podejść w miarę profesjonalnie. Nie wyróżniam żadnego ze spektakli, chociaż pewnym sentymentem darzę przedstawienie „Cinema” – być może dlatego, że było to pierwsze spotkanie, kiedy wszedłem w spektakl, który był grany już wcześniej... Miał on w sobie trochę magii – spektakl bez tekstu; prezentujący obrazy „robione pod kino”… Ale generalnie nie wyróżniam…

Czemu zdecydowałeś się na pracę w teatrze ulicznym?

Następne pytanie... (śmiech) Wyszło to trochę z przypadku… Jestem kształconym lalkarzem, potem przemknąłem przez teatr dramatyczny… Z ulicznym teatrem miałem do czynienia już wcześniej, jeszcze w Jeleniej Górze, ale wszystko to bardziej z przypadku niż z wyboru. Teatr to jest teatr, jeżeli spektakl ma ręce i nogi, to czy jest na ulicy czy w siedzibie, to nie ma większego znaczenia. Było to nowe doświadczenie, kolejny rodzaj teatru – jak najbardziej trzeba było spróbować. Gorzej jest być widzem w teatrze ulicznym – trzeba stać, przepychać się między ludźmi, bo nic nie widać...

Łatwiej się gra w plenerze czy w zamkniętej przestrzeni?

Zdecydowanie w sali. Chociaż… Pomimo całej upierdliwości grania na ulicy, czyli pomimo przeróżnych warunków zewnętrznych, klimatycznych (tutaj sypnie śniegiem, tu deszczem w oczy, tam zamróz chwyci…), pomimo przygotowania sceny (8 godzin montażu po to, żeby zagrać 40 minut spektaklu) teatr uliczny ma też swoje uroki! W latach młodszych zdecydowanie się w to bawiłem i nie bez przyjemności!

Z jaką najdziwniejszą sytuacją przyszło Ci się spotkać podczas pracy w KTO?


Było ich bardzo wiele, ale nie miały nic wspólnego ze spektaklami… (śmiech)

Jak się pracuje z Krzysztofem Niedźwiedzkim?

Świetnie. Myślę, że bardzo fajnie się dobraliśmy z całą ekipą – dobrze się wyczuwamy, rozumiemy i uzupełniamy… Jest to twórcza robota, wymyślamy na bieżąco różne rzeczy. To nie tylko odtworzenie czegoś, co autor napisał i reżyser obmyślił, to nieustanne szukanie i „dłubanie”, żeby było lepiej. A Krzysiek dodatkowo potrafi przepisać pół sztuki już w trakcie trwania prób, więc wiele nowych rzeczy może zaistnieć... (śmiech) To bardzo dobrze o nim świadczy, że potrafi posłuchać tego, co napisał i wycofać się, gdy wie, że to np. trochę za dużo tekstu naraz... Chwała mu za to!

Gdyby nie teatr to…

Robiłbym coś innego, może za lepsze pieniądze… Ale z drugiej strony nie miałbym tyle wolnego czasu… (śmiech)

Z teatrem zwiedziłeś wiele ciekawych miejsc na ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Każdy wyjazd jest trochę inny i uczy czegoś nowego, każdy kraj ma inny klimat. Z takich ciekawszych miejsc, to Brazylia; Iran, pomimo że to kraj pewnych skrajności, warto go poznać…

Moje życiowe motto brzmi...

Żyć jak najdłużej, jak najciekawiej i uczyć się. Jak mówił Lenin: uczitsja, uczitsja i jeszczo raz uczitsja.

piątek, 21 stycznia 2011

Kierunek - wschód

Teatr KTO będzie promował polskie Przewodnictwo w Radzie UE.

Krakowski teatr uzyskał ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dofinansowanie projektu pn. „Widziane i Niewidzialne – Ślepcy. Magia przestrzeni miejskich”, w ramach programu Polska Prezydencja 2011 – Promesa. Dzięki temu pokaże swój najnowszy spektakl plenerowy „Ślepcy” w trzech europejskich stolicach.

Celem projektu jest promocja polskiej Prezydencji u wschodnich sąsiadów – w stolicach Rosji, Ukrainy i Białorusi – poprzez prezentację aktualnych zjawisk i tendencji w polskiej kulturze teatralnej, a w szczególności w teatrze ulicznym (który u naszych wschodnich sąsiadów dopiero się rozwija), posługującym się przekazem pozawerbalnym, likwidującym problem niezrozumienia w sferze języka i zbliżającym do siebie różne kultury.

Na trasie spektaklu „Ślepcy”, promującej polską Prezydencję i zaplanowanej na wrzesień 2011 roku, znajdą się: Moskwa, Mińsk i Kijów. W każdej ze stolic przewidziane są 2 prezentacje, z których każda zgromadzi około 2-tysięczną widownię.

Dodatkowo Teatr KTO stara się zaangażować do współpracy wschodnich partnerów – instytucjonalne teatry trzech wschodnioeuropejskich stolic. Zapewni to obustronny transfer wiedzy z zakresu sztuki teatralnej oraz nowatorskich rozwiązań scenicznych. W prezentacjach widowiska wezmą także udział artyści lokalni.

piątek, 14 stycznia 2011

„Piłka nożna, Mumio, białe noce, czyli...”

Rozmowa z Maćkiem Słotą, aktorem związanym z Teatrem KTO od ponad 10 lat.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?
To będzie chyba już z 10 lat… Tak na poważnie zaczęło się w momencie, gdy wszedłem w przedstawienie „Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać” za Maćka Wąsika. Na początku graliśmy na zmiany, potem Maciek odszedł, a ja zacząłem grać na stałe. Wcześniej jeszcze uczestniczyłem w różnych przedsięwzięciach związanych z teatrem KTO, w imprezach, które były teatrowi zlecane, m.in. byłem przypisany przez Jurka do wianków i tym podobnych imprez happeningowych.

Pierwsze wspomnienie związane z teatrem?

Moje pierwsze wspomnienie z żywym artystą jest związane bardziej z operą, którą odwiedzaliśmy wraz ze szkołą muzyczną, do której uczęszczałem. Nudne to jak jasna cholera, ale jeździliśmy… Zresztą teatr też tak do końca mnie nie zachwycał, widocznie tak to jest z młodym człowiekiem… Ja chciałem robić coś innego, być piłkarzem etc. Teatr był czymś, co zdarzyło mi się gdzieś po drodze. W pewnym momencie musiałem wybrać pomiędzy piłką a Państwową Wyższą Szkołą Teatralną…


Gdyby nie teatr to…

Nie mam pojęcia. Nie wiem czy byłbym piłkarzem. W momencie, kiedy dostałem się do szkoły teatralnej miałem 19 lat i grałem w lidze okręgowej. W związku z tym wielkiej kariery raczej bym nie zrobił… Wcześniej tak, mogłem się dostać do młodzików z tych pierwszych lig, ale były to jeszcze czasy, kiedy mama decydowała, były wtedy inne obowiązki, szkoła muzyczna… No i wyszło jak wyszło...


Jak Ci się pracuje z Krzysztofem Niedźwiedzkim?

Z Krzyśkiem się znamy od momentu, kiedy zaczęliśmy robić „Atrament dla leworęcznych”. Był taki moment, że zaczęliśmy go współtworzyć, nawzajem się uczyliśmy… On jest bardzo zdolnym kabareciarzem – dramatopisarzem, a ja mu pomagałem pod kątem materii teatralnej w myśl zasady, że praktika jebiot teoriu.


Z teatrem zwiedziłeś wiele ciekawych miejsc na ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Tak, najpiękniej chyba było w Archangielsku… Z olbrzymim sentymentem to wspominam. Była jeszcze Francja, Niemcy, itd., ale to już mniej mnie zachwyca. Natomiast tam oczarowało mnie to dziwo natury, jakim są białe noce, słońce świeci przez 24 godziny na dobę.


Jak wspominasz swoją pracę przy filmie HiWay z Kabaretem Mumio?

Wygrałem casting. Zaproszenie dostałem, będąc na wakacjach i zbierając grzyby. Dostałem telefon, że Jacek chce, żebym zagrał. Przyjechałem, przygotowałem się i zaczęliśmy to robić. To był film autorski Jacka – tutaj chcę podkreślić, że to nie jest film kabaretu Mumio, to jest film Jacka Borusińskiego, w którym zagrali jego koledzy z kabaretu. Jacek był do tego bardzo profesjonalnie przygotowany, wiedział czego chce itd. Natomiast był na tyle otwarty, że na pewne moje sugestie odpowiadał z aprobatą.


Lubisz grać w reklamach?
Reklamy, reklamy... „Dupa jest do srania, aktor jest do grania” i tyle – tak mówił wielki reżyser Kazimierz Dejmek – i tak do tego trzeba podejść. Nadszedł taki czas, że grywa się w reklamach. Wcześniej byłem przepełniony pewnymi ideami, ideałami i nawet na castingi nie chodziłem. Słuchałem tych, którzy mówili, że to jest poniżające. Mówiły to wielkie autorytety, które jak potem się okazało również grały w reklamach – to była tylko kwestia pieniędzy… W związku z tym moje ideały prysły, popłynęły z nurtem Wisły… Zmusiło mnie też do tego życie – w reklamie się gra po to, żeby zarobić jakieś pieniądze...

Plany na przyszłość?

Niczego nie planuję. Nigdy tak samo nie planowałem swojej kariery, aktorstwo to jest coś takiego, co niesie życie… Niektórzy to być może planują, natomiast to się musi urodzić, to się musi stać. Kiedyś Jan Nowicki powiedział – aktorem nie jest się przez 365 dni w roku, aktorem nie jest się nawet na każdym spektaklu, aktorem się bywa… Czasami zdarza się coś magicznego – gra się 300. spektakl, przychodzi publiczność, która reaguje w jakiś inny sposób, wchodzi z nami w dialog, reaguje na inne rzeczy, rodzi się coś nowego – to nas mobilizuje, powoduje nami, że zaczynamy odkrywać pewne rzeczy w tym, co już gramy... Coś się wydarza wtedy... To są te momenty, gdy jest bardzo przyjemnie. Ale te momenty nie mogą się zdarzać co przedstawienie, bo wykończylibyśmy się jako aktorzy. No bo nie można mieć permanentnego orgazmu... Nie potrafilibyśmy tego docenić...
Nie mogę sobie zaplanować, że zagram dwa filmy, trzy seriale, parę premier w roku, bo wdaje się wtedy w to jakiś automatyzm, robi się fabryka... To nie jest dobrze. Aktor młody powinien dużo grać – dobrze, jeżeli gra z dobrymi aktorami, bo wtedy może obeznać się ze sceną. To nie jest kwestia nauki, bo człowiek tego zawodu w zasadzie się nie uczy, człowiek odkrywa go w sobie. Jeśli ktoś uważa, że się nauczy aktorstwa, to jest w błędzie – nie nauczy się. Poprzez kontakt z innymi aktorami i publicznością zaczyna odkrywać, rozumieć siebie.

Moje życiowe motto brzmi...

Bądź uczciwy w stosunku do siebie, do ludzi i zachowuj się przyzwoicie.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

W PODRÓŻY 2010 – część druga

Zapraszamy na drugą część podsumowania 2010 roku pod kątem podróży Teatru KTO. Tym razem wyjazdy krajowe, czyli KTO w trasie po Polsce!

Sezon wyjazdowy w Polsce zaczęliśmy od długiego weekendu majowego w Krynicy Zdrój. Wprawdzie pogoda była bardziej zimowa lub wczesno-wiosenna, ale mimo niekorzystnej aury udało nam się zagrać „Quixotage”.

8 i 9 maja dwukrotnie zaprezentowaliśmy „Atrament dla leworęcznych” podczas Wiosny Teatralnej na Kresach.

Koniec czerwca to odwiedziny Zamościa. Bardzo chętnie i często wracamy na Zamojskie Lato Kabaretowe! Tym razem przyjechaliśmy pochwalić się spektaklemQuixotage”. W gorącym Zamościu nasz spektakl został gorąco przyjęty! :)

W stolicy na początku lipca odbywa się Międzynarodowy Festiwal Sztuka Ulicy. Podczas XVIII-tej już edycji zaprezentowaliśmy „Ślepców”. Tuż obok Pałacu Kultury, gdzie występowaliśmy, odbywały się castingi do programu „Mam talent”, zastanawialiśmy się czy nie zaprosić producentów na pokaz…

W lipcu udało nam się odwiedzić także Festiwal „Między Słowami” w Kołobrzegu. Występowaliśmy praktycznie nad samym Bałtykiem! Na szczęście nikt nie wylądował w morzu wbrew swojej woli!

Dzień później na drugim końcu Polski, w Katowicach, w ramach Letniego Ogrodu Teatralnego zaprezentowaliśmy spektakl „Audiencja III, czyli raj Eskimosów”.

W sierpniu rządzili „Ślepcy”! Najpierw Olsztyn i prezentacja podczas X Olsztyńskiej Trzydniówki Teatralnej w ramach Olsztyńskiego Lata Artystycznego, a tydzień później Płock i Nowy Sącz.

Mało brakowało, a spektakl w Olsztynie by się nie odbył z powodu nadchodzącej nawałnicy, która jak się później okazało jakimś szczęśliwym trafem nas ominęła!

Audiencję III, czyli raj Eskimosów” zaprezentowaliśmy we wrześniu w Lubinie, w ramach „Teatru w Lubinie", a cztery dni później po sąsiedzku w Jeleniej Górze zaprezentowany został nowy spektakl Krzysztofa Niedźwiedzkiego „Święci tego tygodnia ” podczas 40. Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych

W Październiku odwiedziliśmy Polkowice z „Atramentem…” (Jesienne Spotkania Teatralne), a w grudniu Olecko ze „Świętymi…” (prezentacja podczas SZTAMY – Spotkań ze Sztuką).

Z całą pewnością możemy oznajmić, że rok 2010 był dla nas bardzo udany! :)