sobota, 14 lipca 2012
25 lat minęło...
poniedziałek, 9 lipca 2012
Dom dla Kamchàtki
niedziela, 8 lipca 2012
Wilki na ulicach Krakowa!
sobota, 7 lipca 2012
Teatr Snów na ULICY 25 STREET ART
niedziela, 1 lipca 2012
KTO w czasach posthipisowskich
sobota, 16 czerwca 2012
DZIEJE PRL W KTO
Uważaliśmy, że to ma być główny wyróżnik tego spektaklu. Mieliśmy świadomość, że żadnych wrót nie wyważymy, ogłaszając w ’77 roku, że PRL to dość przykra sprawa. Staraliśmy się pokazać, jak to się przekłada na normalnego człowieka, na jednostkę, a nie – ulubiony, nie tylko wówczas, podmiot zborowy.
piątek, 25 maja 2012
O początkach Teatru KTO... Rozmowa z Beatą Malczewską
Rozmowy z okazji jubileuszu 35-lecia Teatru KTO
Teatr KTO na Brackiej
środa, 11 kwietnia 2012
3 x Niedźwiedzki!
Już 14 i 15 kwietnia w Teatrze KTO odbędzie się premiera od dawna wyczekiwanego spektaklu Krzysztofa Niedźwiedzkiego pt. „Teatr Telewizji. Komedia sensacyjna”. Jest to trzecia część trylogii na którą składają się spektakle : „Atrament dla leworęcznych. Komedia absurdalna” oraz „Święci tego tygodnia. Komedia obyczajowa”.
W przedstawieniu „Teatr Telewizji. Komedia sensacyjna” zobaczymy jak losy bohaterów poprzednich dwóch spektakli Krzysztofa Niedźwiedzkiego, stają się niespodziewanie dla nich samych podstawą scenariusza jednego z odcinków telewizyjnego serialu kryminalnego, transmitowanego na żywo.
Najnowszy spektakl łączy w sobie sensacyjną i zagadkową fabułę z potężną dawką dobrego humoru. Śmiech miesza się z grozą, a wszystko zwieńczone jest zaskakującym zakończeniem.
Tak jak i w poprzednich dwóch częściach będziemy mieli szansę podziwiać niezastąpiony kwartet aktorski, na scenie zobaczymy: Jacka Buczyńskiego, Tadeusza Łomnickiego, Pawła Rybaka i Macieja Słotę. Jak mówi autor i reżyser przedstawienia tekst był pisany specjalnie z myślą o tym składzie aktorskim.
Warto podkreślić, że nie jest konieczne obejrzenie poprzednich części, aby w pełni zrozumieć spektakl „Teatr telewizji. Komedia sensacyjna”. Chociaż widz znajdzie tu sporo nawiązań do dwóch wcześniejszych przedstawień, to każdy z tych spektakli stanowi autonomiczną całość.
Krzysztof Niedźwiedzki to specjalista od ambitnego tekstu i niebanalnego humoru. Ciekawe czym zaskoczy widza w najnowszym spektaklu.
Premiera: 14 i 15 kwietnia, godz. 19, Teatr KTO ul. Gzymsików 8.
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Butoh w Teatrze KTO. Ola Capiga-Łochowicz opowiada o butoh i swoich warsztatach z aktorami.
Czy mogłabyś powiedzieć co to jest butoh i czym jest ono dla Ciebie?
Jestem z tej szkoły, która nie uznaje definiowania butoh. Twórca butoh - Hijikata, mawiał, że definiując butoh zabija się jego ducha. Współczesne butoh jest zupełnie inne od butoh Hijikaty czy Kazuo Ohno. Według niektórych butoh umarło wraz ze śmiercią Hijikaty i dziś mówi się o post butoh albo o jego odłamie.
Łatwiej jest mi powiedzieć czym dla mnie jest butoh – jest ono o poszukiwaniu autentyczności, szukaniu w sobie tych punktów, w których zaczyna się ruch, zalążka który go tworzy. Jestem ze szkoły, która twierdzi, że butoh nie jest ekspresją, co oznacza, że najpierw ruch rodzi się w ciele, a taniec, z którym wychodzi na zewnątrz, stanowi tutaj dopiero drugi krok. Dla mnie ważny jest właśnie ten pierwszy krok, ważne jest żeby zauważyć co tworzy ten zalążek – emocja, temat, skojarzenie, światło. To wszystko w różnych momentach, zmieszane w środku, wyzwala impuls z którego później powstaje taniec. Dla mnie podstawą butoh jest gotowość na to, żeby szukać, a jak się już znajdzie, żeby się temu przyjrzeć. Dlatego myślę, że butoh nie jest dla wszystkich, bo nie wszyscy mają potrzebę szukania. Są osoby, które już znalazły i nie chcą dalej poszukiwać, a są i takie które się boją, bo nie chcą dotykać trudnych miejsc.
Jak powstało butoh i jakie były jego pierwsze założenia?
Butoh powstało w latach 50tych XX wieku w Japonii. Hijikata mówił, że jest to jego wyraz buntu wobec wszystkich innych form tańca, ale była to też odpowiedź na czasy w jakich żył – czasy powojennej Japonii. Państwo było wówczas w kryzysie, Cesarz przestał być Bogiem, przez co wszystko się przewartościowało, był to okres dezorientacji i chaosu. Hijikata pochodził z prowincji, początkowo uczył się tańca ekspresjonistycznego, ale to odrzucił i rozpoczął poszukiwania tańca dla siebie. Próbował jazzu, flamenco, a następnie przeniósł się do Tokio, gdzie pomimo że odnosi sukcesy w tańcu, został odrzucony przez środowisko ze względu na swoje pochodzenie. Zdecydował się on stworzyć taką formę ruchu, która będzie dla każdego ciała, taniec, który będzie prawdziwy dla każdego. Chciał on podejmować w tańcu tematy tabu – homoseksualizm, śmierć, kalectwo, kobiecość i tańczyć z tego co w ciele jest kryzysem, z tego co ciemne, co jest pod spodem – z emocji, które znajdują się bardzo głęboko. Ten brutalizm był wówczas czymś zupełnie nowym. Hijikata podkreślał także, że butoh to nie jest taniec mistrzów, chociaż sam stał się mistrzem. Mówił on także o tym, że butoh nie jest przeznaczone na pokaz, tzn. jest to taniec dla osoby, która tańczy, wykonuje go ona dla siebie, a wszystko co dzieje się wokół to „świadek”. On nie używa tego sformułowania, ale wydaje mi się, że jest ono właściwe. Ja bardzo za tym idę, każda improwizacja, którą tańczę, odbywa się przy udziale publiczność, która jest świadkiem, ma przywilej oglądania. Prowadząc warsztaty uważam, że jestem świadkiem i że mam przywilej, że mogę patrzeć, a nie oceniać czy ruch jest dobry czy zły. Podejście mistrzów, nauczycieli do tego tematu jest bardzo różne, podobnie przy robieniu spektakli – są tacy, którzy tylko improwizują i tacy co mają wszystko obliczone do najmniejszego elementu.
Czy butoh jest głęboko zakorzenione w kulturze japońskiej?
Nie ma jednolitego butoh, więc jest to kolejne pytanie na które trudno jest odpowiedzieć. To co mogę zrobić to powołać się na Hijikatę, który mówił że butoh nie jest religijne, nie jest polityczne, ani filozoficzne, że po prostu nie ma izmów. Butoh jest czymś co rodzi się w środku, jakąś prawdą o tobie. Z drugiej strony Hijikata żył w takiej, a nie innej kulturze i w którymś momencie zaczął z niej czerpać, chociaż początkowo bardzo się od tego odżegnywał. Podkreślał on jednocześnie, że butoh jest czymś co nie przynależy do żadnej społeczności, ani narodowości, oznacza to że Anglik będzie miał swoje butoh, Francuz swoje, a on ma swoje i wydaje mi się że coś w tym musi być, bo Hijikata nigdy nie był za granicą, a dziś butoh jest w każdej części świata.
Ja jestem daleka od tego, żeby nawiązywać w swojej pracy do tematów japońskich. Dla mnie bardzo liczy się właśnie ta uniwersalność, ale podejście do tej kwestii jest różne.
Jaka była Twoja droga, kiedy zainteresowałaś się butoh?
Zaczęłam od tego, że byłam tłumaczem na Konfrontacjach Teatralnych w Lublinie i tam opiekowałam się tancerzem butoh – Atsushim Takeouchim. Był to pierwszy tancerz, którego poznałam osobiście. Potem okazało się, że do Krakowa przeprowadziła się Joan Laage – tancerka amerykańska, która była uczennicą Yoko Ashikawy (najważniejszej uczenicy i partnerki Hijikaty) i uczyłam się u niej. Potem poznałam butoh od strony teoretycznej - pisząc pracę na jego temat, a następnie pojechałam do Sapporo, gdzie przez pół roku studiowałam butoh pod okiem Mority Itto. Następnie napisałam książkę o genezie butoh.
Dużo jest miejsc w Polsce w których można uczyć się butoh?
Uczyć to nie jest adekwatne słowo, można dotknąć butoh, studiować, żeby je zgłębić. Są osoby, które prowadzą takie warsztaty w różnych miejscach w Polsce. W Gdańsku istnieje Teatr Amareya, który założyły trzy dziewczyny - Kasia Pastuszak, Ola Śliwińska i Agnieszka Kamińska. Mają one studio w którym prowadzą warsztaty i przygotowują spektakle. We Wrocławiu jest Irena Lipińska, Sylwia Hanff prowadzi zajęcia w Warszawie, a w Krakowie Krzysiek Jeżak. Jest jeszcze kilka osób, które zajmują się tym tematem naukowo.
Obecnie prowadzisz zajęcia warsztatowe dla aktorów KTO, w czym butoh może być pomocne aktorom?
Butoh pozwala na poznanie różnych warstw w sobie, dlatego że działa na poziomie ciała, umysłu (emocji, uczuć, duszy). Nie da się tych rzeczy oddzielić i jest to założenie butoh. W oparciu o to założenie jedności psycho-fizycznej człowieka butoh nie tylko bada jak umysł wpływa na ruch, ale także zgłębia wpływ w kierunku odwrotnym od ciała do umysłu. To ważne by być świadomym, jak emocje, przeżycia odkładają się w ciele i w nim zapisują.
Nie jestem aktorką, ale wydaje mi się, że są pewne tematy i emocje, których można dotknąć w ruchu i potem tak zapisać je w ciele, że za jakiś czas można do nich sięgnąć i z nich grać. Myślę, że butoh daje możliwość doświadczania różnych miejsc w sobie, których można doświadczać także w innych formach – tańcu współczesnym itd., ale w inny sposób, bo tu cały czas jest podkreślanie jedności ciała i umysłu. Butoh daje okazję, żeby na tych bardzo różnych poziomach poznawać siebie, żeby się skonfrontować z sobą samym. Dzięki temu można zauważyć w jakie rejony nie chce się wchodzić i stać się świadomym tego, czego nie chce się dotykać, co należy wyłącznie do mnie. Butoh jest bardzo intymne, bo rozgrywa się w przestrzeni w tobie, a im więcej wiemy o sobie i bardziej się znamy, tym mniejszą krzywdę możemy sobie zrobić.
środa, 28 marca 2012
ROZPOCZYNA SIĘ SEZON WYJAZDOWY W TEATRZE KTO!
Zaczyna się wiosna – czas, kiedy teatry uliczne powoli wynurzają się z sennego, zimowego zastoju i rozpoczynają swoją coroczną wędrówkę. Tak też dzieje się w Teatrze KTO, który już 25ego marca inauguruje sezon wyjazdowy.
KTO rozpocznie swoje teatralne podróże od Kolumbii, gdzie będzie gościł na XIII Fetsival Iberoamericano de Teatro w Bogocie. Teatr zaprezentuje tam spektakl „Ślepcy”, w hali Palacio de los Deportes, która mieści ponad 2000 widzów. To już druga wizyta KTO na tym festiwalu i mamy nadzieję nie ostatnia. W tym roku zespół będzie jedynym teatrem reprezentującym Polskę. W ramach Festiwalu planowane są także warsztaty z aktorką KTO – Katarzyną Marią Zawadzką i spotkanie z reżyserem i dyrektorem teatru – Jerzym Zoniem.
Zaraz po powrocie z Kolumbii, 15ego kwietnia na scenie przy ul. Gzymsików, odbędzie się premiera ostatniej części trylogii Krzysztofa Niedźwiedzkiego pt. „Teatr telewizji. Komedia sensacyjna”.
Miesiąc po premierze, 19ego maja KTO wyruszy do Białegostoku, na dni Sztuki Współczesnej, a zaraz potem wyleci do Belgii na Festiwal w Leuven, gdzie również zaprezentuje spektakl „Ślepcy”.
W czerwcu w Teatrze KTO trwać będą przygotowania do Nocy Teatrów, na której zobaczymy spektakle Krzysztofa Niedźwiedzkiego, przedstawienie „Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać”, a także spektakl gościnny Stowarzyszenia Teatralnego Badów.
Kolejnym punktem na mapie wyjazdowej KTO będzie Chorwacja. Pierwszego lipca będzie można zobaczyć spektakl „Ślepcy” w Puli, na półwyspie Istria. Niestety znów nie będzie czasu na odpoczynek, bo już 5ego lipca rusza XXV Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych – Ulica 24 Street Art, organizowany przez KTO. Jubileusz tego Festiwalu stanowi doskonałą okazję do pokazania jak przez 25 lat sztuka uliczna rozwijała się w Polsce, dlatego też gośćmi Festiwalu będą przede wszystkim polskie teatry. Obecnie trwa kompletowanie zespołów, które wystąpią na ulicach Krakowa. Gośćmi honorowymi Ulicy 24 będą Hiszpanie. Pięć hiszpańskich zespołów zaprezentuje spektakle całkowicie różne od polskich widowisk.
Między 18 a 23 lipca dyrektor Teatru Jerzy Zoń zapozna się z nowymi przedstawieniami teatrów ulicznych na Festiwalu Chalon dans la Rue we Francji, żeby wybrać spektakle, które zagoszczą na przyszłorocznym festiwalu Ulica 24 Street Art.
Pod koniec lipca będzie można zobaczyć spektakl „Ślepcy” w Niemczech, w Ludwigshafen, a następnie na Festiwalu w Edynburgu. Na szkockim festiwalu KTO zagra aż 26 przedstawień między 2 a 27 sierpnia włącznie. Ci którzy wybierają się do Edynburga nie muszą się zatem spieszyć, bo na pewno uda im się zobaczyć „Ślepców”.
Po intensywnej pracy w sierpniu Teatr KTO będzie miał czas na świętowanie. We wrześni odbędzie się jubileusz 35lecia Teatru. Między 2 a 6 września będzie można zobaczyć wszystkie spektakle KTO, które grane są na scenie przy ul. Gzymsików, a 8ego września na Rynku zobaczymy „Ślepców” - urodzinowy spektakl KTO, na który zostaną zaproszeni założyciele Teatru, ludzie kultury, władze miasta, prasa i oczywiście widzowie.
Pod koniec września KTO zagra spektakl „Ślepcy” w Seulu, w Korei. Równolegle do tego wydarzenia w Krakowie trwać będą przygotowania do Nocy Poezji, która odbędzie się 22ego września. KTO koordynuje część wydarzeń, a także realizować będzie widowisko plenerowe – pojedynek Gałczyńskiego z Wyspiańskim.
Na zakończenie sezonu wyjazdowego planowana jest wyprawa do Meksyku, ale ponieważ wyjazd nie jest pewny, lepiej o nim nie pisać, żeby nie zapeszyć.
Za oknem słońce i wiosna, więc sezon wyjazdowy czas zacząć!
wtorek, 20 marca 2012
Krakowski Teatr Osobliwości, czy może Krakowski Teatr Objazdowy
Z okazji jubileuszu 35-lecia, który Teatr KTO obchodzi w tym roku, prezentujemy cykl rozmów z założycielami KTO i twórcami pierwszych spektakli. Zaczynamy od wywiadu z Bronisławem Majem - poetą, eseistą, a także współzałożycielem Teatru KTO i pomysłodawcą jego nazwy
Jakie były początki Teatru KTO, czym miał się on różnić od innych krakowskich teatrów istniejących w tamtym czasie?
Przede wszystkim tym, że miał być najlepszy. Teatr KTO miał mówić prawdę o rzeczywistości, w której żyliśmy.
Nie do końca wiedzieliśmy wtedy, co będziemy robić, nie otwierały się przed nami żadne perspektywy. Po studiach miałem zakaz pracy aż do roku 1979. W tej nudzie i beznadziejności, która nas otaczała, robienie takiego teatru było sposobem na życie. To nie było miejsce, do którego się przychodziło i brało się pensję - to była nasza enklawa wolności. Do pierwszego składu zespołu należeli m.in. – starcy założyciele: Adolf Weltschek, Bogdan Rudnicki, Jerzy Zoń i ja. We wrześni 1977 roku rozpoczęliśmy pracę w mieszkaniu przy ul. Brackiej 4 – w dawnej siedzibie Teatru STU, którą udostępnił nam Krzysztof Jasiński. Od początku wszystko musieliśmy robić sami, poczynając od porządków, sprzątania, po palenie w piecu, pisanie scenariusza spektaklu i uczenie się aktorstwa. To był pewien rodzaj komuny, do której należało dziesięcioro aktorów, a także nasi przyjaciele, nasze sympatie i ludzie, którzy do nas lgnęli.
Jest Pan pomysłodawcą nazwy „Teatr KTO”, jak brzmi rozwinięcie tego skrótu – Krakowski Teatr Osobliwości, czy może Krakowski Teatr Objazdowy?
Najpierw skrót był głęboką tajemnicą, ale teraz już zapomniałem - więc pozostanie tajemnicą na wieki (śmiech).
Jak wyglądała praca nad pierwszym spektaklem, który przygotowaliście?
Pierwszym spektaklem był „Ogród rozkoszy”, powstał on w oparciu o teksty autorów, których wówczas czytaliśmy, a także o nasze własne. Nad scenariuszem pracowaliśmy rok we trzech - Weltschek, Rudnicki i ja. Najpierw zbudowaliśmy strukturę, a później wypełnialiśmy ten schemat literaturą. Nieprzyzwoicie dużo wtedy czytaliśmy; teksty do scenariusza odnajdowaliśmy u naszych ulubionych autorów: u Tadeusza Konwickiego, Alberta Camusa, Witolda Gombrowicza, Marka Hłaski i wielu innych.
„Ogród rozkoszy” był poruszającym i gorzkim obrazem całego ostatniego czterdziestolecia. Muzykę do naszego przedstawienia napisał Janusz Stokłosa. Ponieważ nie mogliśmy tego nigdzie nagrać, muzyka na każdym spektaklu była odtwarzana na żywo przez kwartet smyczkowy, z którym – na akordeonie – grał sam Stokłosa. Kiedy spektakl powstał musieliśmy się zgłosić do cenzury i po trudnych rozmowach zmuszeni zostaliśmy do takiego układu - nie można było mówić o tym spektaklu ani pisać o nim, nie mogliśmy sprzedawać biletów, rozwieszać plakatów, a na widowni nie mogło być więcej niż 50 osób.
Po roku intensywnej pracy 26 września 1978 r. na Brackiej odbyła się premiera „Ogrodu rozkoszy”.
Skoro nie mogliście promować spektaklu, mówić o nim, rozklejać plakatów, to czy udawało się zebrać ludzi, żeby przychodzili zobaczyć przedstawienie?
Spektakl stał się niesamowicie ważny, bo takiego teatru nie można było zobaczyć gdzie indziej i dlatego „szeptana propaganda” w zupełności wystarczała. Kiedy przyszedł rok osiemdziesiąty i mieliśmy 16 miesięcy względnej wolności, mogliśmy pojechać z naszym przedstawieniem na kilka festiwali. I gdziekolwiek się pojawiliśmy - wygrywaliśmy. Pewne elementy były niestety ocenzurowane, kazano nam np. zmienić kolor zasłon, które opuszczaliśmy w jednej z ostatnich scen, z czerwonych na szare,. Takie „korekty” były na szczęście nieznaczne. W ciągu tych szesnastu miesięcy staraliśmy się nadrobić czas i dużo jeździliśmy, a potem wybuchł stan wojenny. Prawdopodobnie gdyby nie to, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Był pan przede wszystkim scenarzystą w Teatrze KTO, czy też raczej aktorem?
Autorem i – chyba przede wszystkim - aktorem. W pierwszym spektaklu grałem trzy role.
Czy zdarzały się jakieś zabawne sytuacje w trakcie pracy nad spektaklem „Ogród rozkoszy”?
Było ich wiele. Na przykład w jednej scenie kolega wyskakiwał z kijem, bo zaraz miało dojść do potwornej bójki, ale nagle okazało się, że kij gdzieś zaginął - nie ma go wśród rekwizytów. Elementami scenografii były bardzo różne przedmioty, m.in. stare, zdezelowane zabawki i on w desperacji złapał w rękę jakąś kaczuszkę i ruszył z nią zamiast kija. Partnerujący mu na scenie aktor miał wtedy powiedzieć „Synuś, oddaj ten kijaszek.”, ale zamiast tego powiedział „Synuś, oddaj tę zabaweczkę.”. Jakoś na szczęście udało mu się nie roześmiać.
Tworząc teatr myśleliście, że będziecie w ten sposób zarabiać na życie, czy też miał to być rodzaj hobby?
Na początku nie mieliśmy żadnych możliwości, żeby żyć z teatru. To był sposób na życie, ale nie sposób na zarabianie. Każdy z nas coś wtedy robił poza teatrem, ja np. drukowałem, miałem jakieś literackie stypendia, więc jakoś się udawało przeżyć. Z tym, że wtedy potrzeby nasze były niewyobrażalnie skromne, no i nie było też na co wydawać pieniędzy (gdyby je ktoś miał). Pamiętam jak przyjeżdżali do nas ludzie z Zachodu i byli zszokowani takim życiem, ale też jednocześnie podobało im się to, że np. do Polaka można było przyjść bez zapowiedzi telefonicznej (tego, że nie mieliśmy telefonów, jakoś nie zauważali), wpaść jednego dnia i nie wyjść przez kolejne cztery dni, wypijając przy tym morze alkoholu i paląc setki papierosów i spędzić ten czas dyskutując wyłącznie o absolutnie fundamentalnych problemach; idea Boga u Dostojewskiego, to był jeden z najlżejszych tematów…To była typowa atmosfera tamtych czasów - niesamowite ubóstwo w sensie materialnym i bardzo wysoki poziom duchowości.
Pomimo tego, że w połowie lat osiemdziesiątych odszedł Pan z teatru KTO to jednak wciąż wraca Pan do współpracy z Jerzym Zoniem (dyrektorem Teatru KTO).
My się z Zoniem dalej przyjaźnimy. Poznaliśmy się na studiach w 1972 roku na Wydziale Polonistyki i ta znajomość trwa do dziś. Mam nadzieję, że w tym roku będziemy po raz kolejny przygotowywać wspólnie Noc Poezji.
Czy po odejściu z teatru pisał Pan jeszcze scenariusze dla KTO?
Z Jerzym Zoniem zrobiliśmy gigantyczny spektakl plenerowy z okazji 650-lecia otrzymania praw miejskich przez Nowy Targ. Jan Kanty-Pawluśkiewicz napisał muzykę do widowiska i zaprosił mnie i Jerzego Zonia do współpracy. Udział w tym ogromnym przedsięwzięciu wzięli znani aktorzy, m.in. Jerzy Trela, Jerzy Stuhr, Zbigniew Zamachowski i wielu innych.
Jak wspomina Pan dziś pracę w Teatrze KTO?
Teatr KTO był dla mnie ogromnie ważnym epizodem w życiu. Ten rok pracy nad spektaklem był niebywale otwierającym dla nas jako ludzi. Byłbym kimś innym, gdybym nie miał za sobą doświadczenia pracy w tego rodzaju teatrze – w którym następuje spotkanie nas aktorów z widzami. W teatrze repertuarowym jest konwencja, istnieje pewnego rodzaju umowność, a tutaj nie, tu jest się po prostu całym sobą. Na szczęście Teatr KTO jest taki nadal.