wtorek, 5 kwietnia 2011

"Wpadłam" na jeden spektakl, a jestem już tyle lat

Na pytania odpowiada Grażyna Srebrny-Rosa - aktorka Teatru KTO.

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z KTO?

Rok 1983. W Teatrze KTO powstawał musical rockowy pt. "Lustro". Dyrektor Jerzy Zoń szukając młodych, tańczących osób, trafił do Klubu Rock'n'rolla Sportowego przy AWF. Zaprosił do współpracy kilkoro szczęśliwców, między innymi mnie. I tak to się zaczęło...

Pierwsze wspomnienie związane z teatrem (niekoniecznie z KTO)?

Wczesne dzieciństwo. Mama zabrała mnie do Teatru Groteska na bajkę "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków". Ta, chyba pierwsza, wizyta w teatrze zachwyciła mnie. Do dzisiaj mogę przywołać we wspomnieniach obraz złej czarownicy. Wydaje mi się nawet, że mogłabym wskazać miejsce na widowni, z którego oglądałam spektakl.

Do której sztuki KTO masz największy sentyment i dlaczego?

Patrząc z perspektywy upływającego czasu, "Sprzedam dom , w którym już nie mogę mieszkać'' wyróżnia się w pewien sposób. Praca nad tym spektaklem przebiegała w wyjątkowej atmosferze, niezwykle harmonijnie i spokojnie. Prawdopodobnie jest to jednak tylko moje, subiektywne odczucie, ponieważ byłam wtedy szczęśliwą mamusią 6-miesięcznego syna i patrzyłam na świat przez różowe okulary. Ponadto, był to pierwszy spektakl, który miał być grany regularnie w siedzibie Teatru przy ul. Gzymsików. Po latach "tułaczki" mogliśmy nareszcie posmakować luksusu grania na SWOJEJ SCENIE.

Czemu zdecydowałaś się na pracę w teatrze ulicznym?

Mówiąc szczerze to nie był mój wybór. Po prostu pracowałam w teatrze, którego dyrektor Jerzy Zoń zaczął tworzyć właśnie takie przedstawienia. Nie znaczy to jednak, że mnie to nie pociągało. W tym czasie, kiedy powstawały w KTO pierwsze spektakle uliczne, w Polsce nie było wiele teatrów grających w plenerze. Było to wiec dla mnie odkrywanie czegoś nowego, fascynującego, niezwykłego. Bezpośredni, tak bliski kontakt z publicznością - tego się trzeba było dopiero nauczyć.

Gdzie łatwiej się gra w plenerze czy w zamkniętej przestrzeni?

Kiedy po spektaklu plenerowym kończymy załadunek sprzętu o 2 w nocy, po 16 godz. spędzonych na placu, odpowiedź brzmi: oczywiście, że w sali jest łatwiej. Ale gdy ogląda nas kilka tysięcy osób (np. w Kolumbii) i ta kilkutysięczna widownia nas oklaskuje, wtedy DUŻO ŁATWIEJ znosić te "niedogodności".

Co lubisz robić w wolnym czasie? Masz hobby? Czym się interesujesz?

Od kiedy mam ogród, uwielbiam w nim pracować. Lubię też stare przedmioty, niekoniecznie antyki. W domu powoli zaczyna brakować miejsca, żeby je ustawiać. W oknach wieszam firanki zrobione na szydełku przez moją mamę 50 lat temu, a w Wigilie, na stole leży wyszywany przez nią,stary obrus. Poza tym, z zamiłowania jestem kurą domową. Kura to też PTAK, chociaż nie może zbyt daleko odlecieć (od domu, męża, dzieci...).

Z jaką najdziwniejszą sytuacją przyszło Ci się spotkać podczas pracy w KTO?

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że "wpadłam" do teatru na jeden spektakl, a jestem tu już tyle lat.

Gdyby nie teatr to bym…

Nie wiem co bym robiła, ale wiem co powinnam była robić. Na pewno taniec jest moją wielką, niespełnioną miłością. Niestety dowiedziałam się o tym zbyt późno. Buuu...

Z teatrem zwiedziłaś wiele ciekawych miejsc na ziemi. Czy jest jedno najciekawsze?

Wybór jest trudny. Oczywiście od razu nasuwają się te najbardziej egzotyczne miejsca: Costa Rica, Kolumbia, Meksyk, Korea. Ale czy Lwówek Śląski podczas karnawału teatrów ulicznych był mniej ciekawy? Tyle wspomnień! Nie potrafię wybrać.

Twój syn Kuba już przetarł szlak teatralny choćby występami w Korei. Czy jest szansa że pójdzie w Twoje ślady?

O to należałoby spytać Kubę. Sądzę, że o tym nie myśli. Ale ja w jego wieku, nawet nie marzyłam o pracy w teatrze.

Czy są jeszcze miejsca na Ziemi które chciałabyś odwiedzić?

Oczywiście. Wszystkie te, w których nie byłam do tej pory.

Moje życiowe motto brzmi...

''Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło''. Staram się nie przejmować przeciwnościami, które stawia przede mną życie. Robię swoje, jak najlepiej potrafię i wierzę, że to co dajemy z siebie innym, kiedyś do nas wróci.